Życie naszych praprzodków było zupełnie inne niż nasze. Jednym celem, który łączył wszystkie żywe istoty – było przetrwanie, przeżycie. Dziś realizujemy tenże sam cel, jednakże w znacznie odmienionych warunkach.
Aby zrozumieć sens powstania choroby, warto więc posłużyć się przykładem ze świata zwierząt. Gdy mysz ucieka przed głodnym kotem, swoją sytuację postrzega jako śmiertelne zagrożenie życia. Pojawia się więc u niej natychmiastowy biologiczny impuls ucieczki.
Wszyscy doskonale znamy ten stan, kiedy w takiej nagłej sytuacji znajdujemy gwałtownie nieoczekiwaną siłę. I właśnie o to w tym chodzi. Pęcherzyki płucne przechodzą do fazy sympatykotonii.
Oznacza to, że ich czynność znacznie wzrasta, jednocześnie umożliwiając większą przyswajalność tlenu, niezbędną do szybkiej ucieczki. Dzięki temu oddech myszy jest bardziej wydajny i może ona biec teraz znacznie dłużej – bez zadyszki. Jeżeli po około dwuminutowym biegu myszy uda się uciec, będzie potrzebowała następnych dwóch minut na odpoczynek i regenerację. Jej organizm wejdzie w fazę wagotonii lub inaczej parasympatykotonii.
Jeżeli przełożymy tą sytuację na hipotetyczne wydarzenie z życia człowieka, mogłoby ono wyglądać następująco: człowiek idzie do lekarza i słyszy diagnozę, że ma śmiertelnego raka. Powoduje to u niego reakcję podobną jak u myszy – czyli strach przed śmiercią.
Z biologicznego punktu widzenia wizja śmierci traktowana jest jak kot, przed którym człowiek chce uciec. Jedyna różnica polega na tym, że w przeciwieństwie do biologicznego impulsu, przed diagnozą nie można uciec w sensie dosłownym.
Mózg włącza biologiczny program ucieczki przed zagrożeniem, a więc pacjent nie może spać, traci apetyt, jest niespokojny. Jednak w przeciwieństwie do przykładowej sytuacji kota i myszy, pojawia się znaczna różnica w czasie trwania zagrożenia. Mysz albo ucieknie, albo zginie. Nie istnieją okoliczności, które trwają tygodniami lub miesiącami. W przyrodzie tak długie trwanie w strachu przed śmiercią nie istnieje. Przedłużający się strach przed śmiercią i bezustanna ucieczka nakazuje zwiększyć wydolność płuc. Stąd komórki pracujące na maksymalnych obrotach przez wiele tygodni zaczynają się w końcu dzielić. Jest to naturalna pomoc biologii, by owe komórki płuc zdołały sprostać nawałowi pracy.
Większa ilość namnożonych komórek umożliwi przyswoić jeszcze więcej tlenu w krótszym czasie. Jeżeli jednak w tym czasie pacjent uda się do lekarza na prześwietlenie płuc, ten stwierdzi tak zwanego złośliwego raka płuc, a tym samym określi ten stan jako przerzut komórek rakowych z pierwszego raka.
W tym przypadku jest to jednak zupełnie odrębny program, u podłoża którego leży strach przed śmiercią. Proces namnażania komórek jest jak najbardziej biologicznie uzasadniony. Jego celem jest pomoc osobnikowi w ucieczce.
Jeżeli w tym czasie pacjent otrzyma wiadomość o dobrych rokowaniach (pierwszego raka) – przestanie odczuwać uzasadniony wcześniej strach przed śmiercią. Organizm zakoduje sobie fakt udanej ucieczki przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, odczuje ulgę i przejdzie w stan odpoczynku. W końcu uciekł groźnemu drapieżcy. Czeka go jednak kolejna praca. Z racji tego, że przez wiele tygodni przybywało nowych komórek, trzeba się będzie teraz ich pozbyć. Zbyteczne komórki nie są ją już potrzebne, więc będą rozkładane przez bakterie gruźlicy i wydalane z płuc. W tym czasie u pacjenta pojawi się kaszel ze skrzepami krwi.
W świecie zwierząt mysz podczas kilku minut śmiertelnego strachu nie zdążyła wytworzyć nowych komórek, a zatem nie ma potrzeby ich likwidacji. Jednak człowiek w tej sytuacji się martwi i idzie do lekarza, który natychmiast rozpoznaje gruźlicę płuc, będącą faktycznie tylko rozwiązaniem konfliktu strachu przed śmiercią. Wprawdzie powoduje to dyskomfort, jednak jest biologicznie celowym działaniem o określonym czasie trwania. Potrwa tyle, ile trwał czas strachu przed śmiercią.
Tu jednak może pojawić się nieoczekiwany problem, bowiem likwidacja dodatkowych komórek ma miejsce tylko wtedy, gdy organizm posiada potrzebne prątki gruźlicy. Jeśli ich nie ma, bo zostały medycznie wyeliminowane, guz się otorbi i pozostanie tam, gdzie jest. Nie stanowi jednak już żadnego poważnego zagrożenia.
Prątki gruźlicy, które przez współczesną medycynę zawsze były traktowane za coś bardzo niebezpiecznego, faktycznie są tylko pożytecznymi śmieciarzami, które pomagają w rekonwalescencji.
Znany jest powszechnie fakt zwiększonej liczby zachorowań na gruźlicę płuc po II Wojnie Światowej. Wówczas wiele osób rozwiązało konflikt strachu przed śmiercią, który z biologicznego punktu widzenia był udaną ucieczką przed kotem.
Źródło: Die 5 Biologischen Naturgesetze – Die Dokumentation
.
.
Więcej artykułów o Recall Healing / Totalnej Biologii znajdziesz w zakładce BAZA WIEDZY.
Zapraszam również na indywidualne konsultacje.
z miłością
Beata